To druga wizyta u endokrynologa w tym roku. Była potrzebna, bo Julka tsh systematycznie, pomału pięło się w górę. Mieściło się jeszcze w normie, ale tej górnej. Istniało ryzyko istotnego zachwiania równowagi pracy tarczycy.
Badania jednak wyszły wprost idealne. Morfologia świetna. Gospodarka wapniowo-fosforowa bez zakłóceń. Tsh spadło, ft4 na właściwym poziomie. Pozostajemy przy dotychczasowej dawce euthyroxu (37,5 mg).
Osłuchała Julka, zmierzyła, zważyła (124,5 cm przy 26,5 kg - wzrost z wagą doskonale współgrają). Obejrzała jądra. Oznak pokwitania na razie nie widać. I dobrze. Wystarczy mi, że starszy wszedł w okres dojrzewania. ;)
Takie wizyty to ja lubię.
Kolejna kontrola wiosną.
Teraz, gdy Julek jest w szkole na Żoliborzu, przejazd z nim po lekcjach na Wolę, zabiera piętnaście minut. Bajka. A nie logistyczne wygibasy - z pracy po Julka pod Sulejówek i z powrotem na Wolę, wizyta, powrót do domu. Szczerze nie znosiłam tych wypraw.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz