Można się nabrać. Naprawdę. Na niewinne spojrzenie. Spojrzenie udanie wyrażające ból. Ból rzeczywisty i egzystencjalny. Na słowną argumentację.
- Mama, nie umiem! – rzecze syn wkładając buty. Już. Już ci pomagam. STOP! Julek, przecież ty to potrafisz. Wystarczy tylko mocniej poluzować sznurówki.
- Nie mam siły! – słyszę, gdy synek ma przynieść mleko z kuchni.
- Boli kolano! – i tu bardzo przekonujący gest chwytania się za nogę z lekko wykrzywioną twarzą jakby w grymasie bólu. Nieźle mu idzie. Prawie dałam się nabrać. Spacer z Kilką jednak zaliczył.
- Mama, siku! – zaraz na początku mszy świętej. Za drugim razem nie dałam się nabrać. Za trzecim zignorował mnie i od razu wystartował do Radka. Dołożył jeszcze skrzyżowane nogi i baaaardzo umęczony wyraz twarzy. Argument nie przeszedł. Kałuży nie było.
Taaaak. Julek potrafi stosować wymówki. Robi to po mistrzowsku. Niepełnosprawność intelektualna nic mu w tym nie przeszkadza.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Spryciarz! :)
OdpowiedzUsuń