Akcja dentysta. Podejście pierwsze.
Zapoznawczo-badające. Zęby i (nie)gotowość Julka.
Julek zabrał ze sobą miśka. Gadał mu do ucha, gdzie jadą. Wszedł z nim do gabinetu. Za zgodą pani doktor położył na kolanach. Bez ociągania szeroko otworzył swoją buzię. Przegląd zębów odbył się bez zgrzytów, gwałtownych zamknięć paszczy, ochów i jęknięć. Julek po prostu pięknie współpracował z dentystką.
Rzeczywiście jest dziurka po plombie między czwórką i piątką na dole. Na górze mały, płyciutki ubytek w piątce. Niewiele do zrobienia. To ciągle mleczaki.
Dotarliśmy do momentu prezentacji narzędzi. Szczoteczka (możemy sobie czarować rzeczywistość- wiertło, normalne wiertło dentystyczne, proszę misia). Pani doktor pokazała, włączyła, Julek zaczął się trząść. Nie wyraził zgody na leczenie. Kolejna odsłona - podjęcie próby leczenia w sedacji wziewnej.
Wymagania:
- oddychanie przez nos (ćwiczymy);
- zero kataru i oznak infekcji;
- dwie godziny przed leczeniem nie wolno jeść i pić.
Maseczkę kupiłam. Ładnie pachnie. Julkowi nie przeszkadza, gdy ma ją na nosie. Oswajamy, opowiadam. Nie za często, nie za długo. To przecież zwyczajne, normalne leczenie. Julek wydaje się rozumieć i zadaniowo traktować wyzwanie. Teoria jednak swoje, praktyka swoje. Niebawem włączymy "sprawdzam". Trzymajcie kciuki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz