piątek, 5 listopada 2021

Muzeum POLIN

Czasem do podjęcia jakiegoś działania potrzebny jest impuls. Może być ledwo odczuwalny, zauważalny, ale potrafi rozruszać rodzinę.

Krzysiek miał dodatkowo na historię napisać kilka słów o Żegocie - organizacji, która w strukturach Państwa Podziemnego i w sposób usystematyzowany niosła pomoc Żydom w czasie wojny. Weekend był cudny. Ciepło, słonecznie, zniechęcająco do siedzenia w domu. Zaproponowałam więc wycieczkę do Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. W temacie pracy Krzyśka, połączenie przyjemnego z pożytecznym. Lubię tak. Pomysł chwycił bez protestów. Kupiłam bilety przez Internet, zaplanowałam niedzielę, pojechaliśmy.

Muzeum już na wejściu robi wrażenie. Prosta, monumentalna bryła, której projektodawcą był fiński architekt Rainer Mahlamäki.




Wiedziałam, że Julek będzie wnętrze chłonąć jedynie na poziomie wizualnym. A sytuację będą ratować interaktywne eksponaty, mapy, miejsca. Tych w muzeum nie brakuje. Jednak najistotniejsze dla zwiedzającego, który przyszedł po kawałek historii, jest wartswa poznawcza. Bez ciekawości i umiejętności czytania - niewiele można zdziałać. Tysiąc lat historii przekazać w niedużych porcjach napisanych ciekawie, przystępnie, absolutnie nie naukowym i sztywnym językiem - to nie lada sztuka. Twórcom muzeum to się udało.

Wystawa stała to osiem galerii, które odpowiadają różnym historycznym etapom. Historia Polski łączy się z obecnością Żydów na naszych ziemiach nierozerwalnie. Poznajemy przyczyny obecności Żydów, dowiadujemy się o ich prawach i obowiązkach, które zmieniały się na przestrzeni wieków. Odkrywamy ich obyczajowość, chodzimy po sztetle - typowym żydowskim miasteczku, poznajemy znane osobistości, ludzi kultury i sztuki. Każdy fragment historii jest przedstawiony ciekawie, przystępnie, syntetycznie i nienudno.

Bardzo spodobała mi się uliczka z dwudziestolecia międzywojennego, z której można było wejść do kina, restauracji, redakcji prasowej, mieszkania z patefonem, telefonem i miejscem na taniec. Mocno poruszyła mnie galeria Zagłada - niepodobna do pozostałych. Bez kolorów, czarno-szara, ciemna, minimalistyczna. 

Julek biegał, oglądał, dotykał, uruchamiał ruchome eksponaty, badał, zgłaszał reklamacje, gdy coś nie działało, na dziewiętnastowiecznym dworcu kolejowym wydawał tacie bilet. Krzysiek w połowie miał dość. Czytać i czytać i znowu czytać to nie jest ulubione zajęcie mojego trzynastolatka. Radek głównie pilnował Julka, gdy ja przystawałam na dłużej, żeby poczytać informacje. Wychodziłam z dużym niedosytem, potrzebą powrotu i zgłębienia historii - trudnej, czasem bardzo dla mnie niezrozumiałej, z czysto ludzkich powodów.

A jednak byliśmy pod wrażeniem. Wszyscy. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz