wtorek, 13 sierpnia 2024

Druga strona medalu

Udział Julka w kolonii. Druga strona medalu. Rodzice.

Nagle pojawiło się czternaście dni. Czternaście wieczorów, poranków, całych dni bezobsługowych. Julek nie jest bardzo absorbującym chłopcem. Wiele potrafi samodzielnie zrobić. Ale jest całe mnóstwo drobiazgów, które połączone, tworzą OBOWIĄZEK. Cichy, przyczajony, wiecznie żywy, ledwo zauważalny obowiązek. 

Pomijam szkolne sprawy, które w wakacje odpadają. Pomijam medyczne sprawy, które rozpisane na rok, traktuję w kategoriach systematycznych kontroli. Taki charakter (na szczęscie) aktualnie mają. Pomijam logistyczne wygibasy zapewnienia Julkowi opieki w czasie wolnym, gdy oboje z Radkiem pracujemy, bo to już weszło w rodzinny krwiobieg. Ciągle też możemy liczyć na babcie. W tym roku szczególnie na babcię Aldonę. Ale rytm codzienności rozpisany jest pod Julka. Krzysiek - wiadomo - żyje już swoim życiem, nadal jednak z naszą rodzicielską, dyskretną kontrolą. Tu współpraca przebiega poprawnie, dobrze, czasem z koniecznością wprowadzenia drobnych korekt. Krzysiek w pełni ogarnia siebie. I to bardzo naturalna kolej rzeczy. Stan, który osiąga się na pewnym etapie rodzicielstwa. 

Julek - mimo traktowania go w sposób poważny, zwyczajny - nie osiąga/nie osiągnął/nie osiągnie poziomu samodzielności swojego normatywnego brata. Bez wsparcia nie wykona czynności, które tworzą zaplanowaną, bezpieczną, najedzoną, umówioną, spotkaną, rowerową, spacerową codzienność. Samodzielnie Julek ubierze się, umyje zęby, sprzątnie, rozładuje zmywarkę, zadzwoni do babci, pójdzie do babci (mieszka przez płot), wróci od babci, rozbierze się, zje, wypije, przyniesie z kuchni wodę gazowaną i okulary dla taty, wyjmie zakupy z siatki, zamiecie ganek, odłoży plecak na miejsce, włączy komputer, odpali PlayStation. Poziom podstawowy zalicza na szóstkę. Poziom zaawansowany oblewa. Nie podejmie inicjatywy, nie pojmie złożonych zależności przyczynowo-skutkowych, nie zrozumie skomplikowanych dialogów, nie pojedzie na rowerze do sklepu po sok, ani nie umówi się z Antkiem do kina. Wszystko przyjmie za dobrą monetę. Łatwo zostanie oszukany. Bez wsparcia nie da rady.

Wsiąknęliśmy w to nasze życie. Innego nie znamy. Ale gdy nagle pojawia się czternaście dni, a wraz z nimi ubywa wór mikrospraw, których nie zauważamy na co dzień, to tak jakby ktoś podarował nam bardzo dużo swobody. Nie chciałam marnować tej wolności na generalne porządki (choć nasz dom na pewno ich wymaga), ani na bezproduktywne siedzenie w fotelu (bo nikt nic ode mnie nie chce). Poza zaangażowaniem się w pewien twórczy projekt, który przyniósł mi ogrom satysfakcji, zdążyłam również urwać się rutynie i zabrałam Radka w sam środek wakacji. Pojechaliśmy do Sopotu, w którym spędziliśmy czterdzieści osiem intensywnych godzin, całkowicie na swoich warunkach. Nastolatki na gigancie - jak to trafnie podsumowała znajoma. Ale tak właśnie się czułam. Krzysiek został w domu z Kilką.

Równanie jest proste. Julek na koloniach to opieka wytchnieniowa dla nas. Oddech, który złapaliśmy, dał kopa energetycznego na wiele dni. Za rok do powtórki. Koniecznie.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz