poniedziałek, 26 marca 2012

Kocurek

Julek świetnie koncentruje się na zabawie. Ale tylko tej, która go zainteresuje. Mogę go zachęcać do układania wieży z klocków czy oglądania książeczki, ale jeśli zabawa nie przypadnie mu do gustu, wysiłki są niewiele warte. Owszem łaskawie rzuci okiem na moją czynną demonstrację, ale jeśli nie znajdzie punktu zaczepienia dla siebie, zignoruje i powędruje tam, dokąd chce.
Julek jest trochę jak kot. Niezależny, łazi swoimi ścieżkami i daje się pieścić, kiedy on ma na to ochotę. Mnie mój syn niezmiennie zachwyca. Irytuje swoją ignorancją. Stanowi zagadkę.
Ale widzę postęp. Wczoraj karmiliśmy Teodora. To znaczy każde z nas mieszało łyżeczką w kubeczku, a karmiłam tylko ja. Julek za to przyglądał się bacznie temu, co robię. Nie raczył mnie przelotnym spojrzeniem, tylko patrzył. To krok do przodu. Bo jeszcze niedawno spojrzenie jego krzyżowało się z moim na sekundę i biegło dalej. Bez kontaktu wzrokowego i skupienia uwagi trudno uczyć przez zabawę. Wczoraj Julek mieszał łyżeczką, dzisiaj może nakarmi niedźwiedzia, a jutro siebie. Na wszystko ma właściwy sobie czas. Mój Julek-kocurek.

Rozkręciłem auto, (i) jak się patrzy!

Mieszam, mieszam, ale Teodorowi nie dam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz