czwartek, 12 lipca 2018

Bielsko-Biała

Wakacje.
Wakacje charakteryzują się tym, że jedno dziecko ubyło. Wyjechało ochoczo do Bielska. Tradycyjnie, jak co roku. Tym razem odtransportowane zostało w asyście młodszego dziecka, które przez tydzień intensywnie współuczestniczyło w atrakcjach serwowanych przez babcię Krysię.
Było więc kino, spotkanie ze znajomymi i eksplorowanie bulwarów straceńskich (przy okazji mojej cierpliwości, bo nadmiar bodźców i przyjemności unieważnił wszelkie umowy, miał za nic wypracowywane normy społecznego zachowania, mnie wytrącił z równowagi - pacyfikacja przyszła z trudem, dumna z siebie nie byłam, błędów popełniłam o jeden za dużo).
Był obowiązkowo basen w Cygańskim Lesie. Zjeżdżalnie opanowane do perfekcji. Moje wypracowane fryzury i makijaże (nie że z podkładem - letnie, bardzo letnie, żeby ludzi nie straszyć) zagarnęły, zmięły, zmyły i zmoczyły pluski i plaśnięcia wodne. Rozpęd był słuszny, wyskok niemały i Julek wrzeszczący: jeszczeee!!!!!!!. Cóż było robić - zjeżdżać! :) Bez mojej asysty nie mógł sam. Zakwasy z pewnością byłyby większe, gdyby nie nogi przyzwyczajone do przejażdżek rowerowych z Julkiem na tyle i do biegania niewyczynowego, ostatnio mniej systematycznego. To wspinanie się na wieżę do zjazdów przełożyłoby się na jakieś dwa pałace kultury. ;)
Były mecze na osiedlowym boisku. I odkrycie przez Krzysia nowej pasji. Deskorolki. Zasuwa teraz babci po zakupy do sklepu.
Były pyszne obiady, oddech od codzienności, wiele razem, wspólnie oglądane mecze (Belgia:Japonia i Anglia:Kolumbia obejrzałam całe. Chętnie obejrzałam całe!), partyjki w Uno Junior (przy okazji kapitalna powtórka kolorów i nazw zwierząt - Julek podstawy gry opanował). Był w wigilię urodzin Krzysia tort. I gromkie sto lat. Bez babci Krysi nic by nie było!! I wsparcia logistycznego dziadka Ludwika.
To był prawdziwie udany czas!
Dla Krzysia nadal jest. Do domu wraca pod koniec lipca.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz