czwartek, 24 maja 2012

Urok Julkowy osobisty

Julek nie jest jeszcze małym chłopcem, choć przestał już być niemowlakiem. Nie powraca do przerwanej zabawy. Nie wyciąga dokładnie, dogłębnie i bardzo konkretnie swoich rączek, gdy chce, żeby go wziąć na ręce. W połowie drogi zawiesza je w przestrzeni. Nie wtula się we mnie całym sobą, choć sprawia mu przyjemność moje tulenie. Jest taki niedookreślony.
W tej jego zespołowej niewyrazistości jest jednak coś, co działa jak magnes. Choć też nieuchwytne, wpisujące się w klimat. Jeśli ktoś zapoznaje Julka ze szczerą otwartością na tę znajomość, już nie przestaje szukać jego towarzystwa. Im więcej przebywa w jego obecności, tym więcej jej chce. Julek uzależnia. To fakt.
Pewno przemawia też przeze mnie matczyny subiektywizm. Ale ten Julkowy magnetyzm działa od chwili narodzin. Już wtedy, gdy leżał oplątany kabelkami, w otwartym inkubatorze, z wybroczynami na ciele, cały zażółcony, pomarszczony i brzydki, chciało się przy nim być. I być. Być. Po prostu być.
Pierwszy był tata, którego zdobył od razu. Potem zagarnął serca dziadków. Babcie zakręcił nieodwracalnie. Lubią go dzieci. I zaprzyjaźnione z nami psy. Zaczarował nawet sąsiada - osiemdziesięcioletniego, surowo wychowanego, prostego mężczyznę. Zawsze, gdy zachodzi do nas, zaczyna od powitania się z Julkiem. I twierdzi, że mógłby się nim zajmować. Zamiast swoimi ukochanymi kurami. ;)
Julek dzieli się sobą bezwarunkowo, szczerze i w pełni. Może w tym tkwi jego urok? Urok Julkowy.     


Z Fafi, suczką Soli.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz