poniedziałek, 28 maja 2012

Zabiegu nie będzie

Niezły numer nam Julek wywinął. Wszystko zorganizowane, nagotowałam obiadu na dwa dni, spakowałam nas, w pracy dobry moment na zwolnienie, ograniczyłam spotkania z dziećmi, żeby Julcio nie kupił żadnej choroby i co. Rano wszystko ok. Julek ze swoją energią raczkuje, dokazuje, wstaje, gdzie popadnie, wsuwa każdy posiłek, tylko jakiś taki ciepły jest.
Pojechaliśmy do szpitala na g. 12.30. Nawet nie było tak dużo osób na izbie przyjęć. Jedyną niedogodnością był brak miejsca do zaparkowania. Rundkę musiałam zrobić i zapolować. Udało się. Krążąc natknęłam się na wyjeżdżających rodziców z maluchem.
Julek został przyjęty. Fakt, że na izbie wyskakiwała mu temperatura 37,8, ale że pokój był bardzo nasłoneczniony, pielęgniarce też wychodził zawyżony pomiar, lekarz nie dostrzegł żadnych objawów infekcji (bo skąd?), pojechałam więc z Julkiem na trzecie piętro. Umieszczono nas w całkiem przyjemnej sali. Po chwili pojawiła się pani doktor. Zbadała Julka. Czysty. Zaniepokoiło ją tylko ciepłe czoło. Pomiar dokonany przez pielęgniarkę był bezlitosny. 38 st. C. Kilkadziesiąt minut obserwacji. Temperatura ani rośnie ani maleje. Decyzja – zabiegu nie będzie. Jeśli żadna infekcja się nie pojawi, mam dzwonić za kilka dni i umawiać termin. Jeśli Julek się rozchoruje, dopiero po dwóch tygodniach od wyzdrowienia. Koniec kropka. Wróciliśmy do domu.
Julek w drodze powrotnej zasnął. W domu miał już 37,4 st. C. Podałam Nurofen. Gdy się obudził, jakby w ogóle nie gorączkował. Przed chwilą po całkiem udanym popołudniu zasnął smacznie z chłodnym czołem. Albo coś się czai albo Julek nam psikusa wywinął. ;)
Nie jest łatwo. Termin tak czy siak się przesunie bez względu na stan zdrowia Julka. W czerwcu muszę być w pracy. W lipcu mamy stacjonarny turnus rehabilitacyjny. W sierpniu konkretne plany wakacyjne. Gdzieś upchnąć trzeba będzie ściągnięcie jajcuna na swoje miejsce. Pocieszające jest to, że po zameldowaniu się na oddziale, wychodzimy na przepustkę. Rano powrót na zabieg i jeśli nie ma żadnych komplikacji po narkozie, wracamy do domu tego samego dnia. Szwy będą dwa. Rozpuszczalne. Jedna kontrola. I dajemy radę. Przynajmniej dopytałam się, co nas czeka.
No szkoda, że to nie jutro. Mielibyśmy to już za sobą. Ale cóż, Julek wybrał. Więc co się mam wkurzać.

A tu proszę, szósty stopień sprawności. Julek zdobył dzisiaj kolejny szczyt. Wspiął się raczkiem wysoko na schody. Tego Nurofenu to chyba nie powinnam była mu dawać. ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz