piątek, 25 maja 2012

Szpital, chrzciny i dwa kółka

Piątek pełen wrażeń i spraw. Załatwione, odhaczone. Uff….
Julek – pobranie krwi bez płaczu i z efektem. Spotkanie z anestezjologiem pełne konkretnych wskazań i zaleceń. I nadzieja, że w poniedziałek po zameldowaniu się na chirurgii, spędzimy noc w domu, na przepustce. Na pewno jednak przez dobę po zabiegu pozostaniemy w szpitalu. Potrzeba uzupełnienia Julkowej dokumentacji o wynik Echo ze stycznia. Załatwione.
Telefonów kilka. I każdy pomyślny. Pierwszy to wiadomość o przeniesieniu wizyty Krzysia u stomatologa z przyszłego czwartku na jutro. (Zwlekałam z kontrolą, przekładałam, innymi sprawami się zajmowałam, aż mały ubytek w czwórce pod moim okiem wydziurkował się, oj zaniedbałam trochę mojego starszaka).
A teraz uwaga! uwaga! kolejny telefon, z OWI. Wizyta u lekarza rehabilitanta z wtorku 29 maja zostaje odwołana. Uśmieszek losu. Kiedy przeniesiono termin zabiegu Julka, wiedziałam, że stracę wizytę u tego właśnie lekarza, ale trzymając się swojej zasady (patrz stoicki spokój) miałam dzwonić do OWI w poniedziałek, żeby odwołać. Teraz już nie muszę.
Telefonicznie doprecyzowałam z księdzem organizację Julkowego chrztu. Julek tuż przed operacją na serce, został ochrzczony z wody. W pośpiechu, w sali szpitalnej, bez chrzestnych. Teraz (10 czerwca) będzie miał chrzest rodzinny. W kościele. W garniturze po Krzysiu. Ze wszystkimi, którzy Julcia kochają.
Końcówka dnia niespodziankowa! Mój Krzyś, mój niespełna czteroletni Krzyś jeździ na rowerze na dwóch kółkach! Pękam z dumy! :)
Walczyłam z piecem (Radek dziś późno wracał, a ciepłej wody nie było, więc chcąc nie chcąc musiałam rozpalić tego potwora, żeby mieć w czym dzieci umyć – umorusane po czubki głowy). Julek walczył ze mną, wyrażając dobitnie swoje niezadowolenie z uziemienia go w łóżeczku. Dla niego to karcer. Szczególnie, że słyszy siekierę w kotłowni (nie znoszę rąbać drewna na rozpałkę!). Znaczy jest akcja. A jego przy niej nie ma. A Krzyś walczył z rowerem. Najpierw na czterech kółkach. W pewnym momencie woła mnie:
– Chodź, mamuś! Coś ci pokażę! Wychodzę. Kółka boczne odkręcone, a Krzyś nieporadnie rozpędza się i … jedzie na dwóch kółkach. Wyciągnęłam Julka z łóżeczka. Wsadziłam do wózka. Patrzymy. A Krzyś jedzie. Wywraca się. Podnosi. Jedzie. Wywraca. Wstaje. Jedzie. Jedzie. Jedzie. Hamuje na bramie. Znów jedzie. Po piętnastu minutach robił ósemki na podwórku. Hamuje jeszcze nogami, ale i to wkrótce opanuje. Mój Krzyś!

Na dwóch kółkach.

Obserwator. :)

Ósemka - wyższy poziom wtajemniczenia. ;)

A portki to tak w ogóle w łazience zostały.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz