środa, 17 sierpnia 2022

Kniejami i ulicami

W poniedziałek wybraliśmy się na wycieczkę rowerową po naszej okolicy. Wycieczka obejmowała dukty leśne, zapiaszczone miejscami tak, że koła się zapadały, dróżki utwardzone i asfaltowe, ulice, ścieżki rowerowe. Jechaliśmy pustymi leśnymi ścieżkami, miejskimi ulicami, w ciszy i hałasie, w deszczyku i dusznym słońcu. Tego dnie było parno. Mocno parno. W trakcie jazdy był obowiązkowy przystanek na lody. I niezobowiązującą ławeczką na skwerze upamiętniającym Inkę, osiemnastoletnią Danutę Siedzikównę zamordowaną w 1946 r. przez UB. Pokonaliśmy 18 km. Zajęło nam to dwie godziny.

Julek chętnie pedałował na każdym rodzaju nawierzchi, z wyjątkiem zapiaszczonego odcinka. Były momenty, gdy musiał schodzić z rowera i go prowadzić. Nie dawał rady jechać. Ta przeszkoda, wymagająca od Julka dużego wysiłku, przeniosła nas jego zachowaniem w Pieniny. Był cały na nie. Pod nosem mamrotał niecenzuralne słowa. Nie podejmował współpracy. Na szczęście nie przestawał posuwać się naprzód. I na drugie szczęście piaszczysty odcinek nie trwał długo i był na początku naszej drogi. Potem był bardziej cywilizowany świat i wygodne drogi do pedałowania. Julek zaczął czerpać przyjemność z jazdy.

Rower sprawdza się dobrze. Julek kręci kółkami pierwszorzędnie. Trzyma się równo prawej strony. Ma więcej siły w nogach niż rok temu. Spędziliśmy razem dwie miłe godziny.




 





2 komentarze:

  1. Zazdroszcze, my jeszcze walczymy na 4 kółkach.pozdrawiamy mama z Michałem z owi

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za przesiadkę na dwa kółka! I serdecznie Was pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń