Dla dzieci były przygotowane upominki (sponsorowane przez znajomych jednej z mam i spakowane w tutki zrobione przez Anię). Dzieci w oczekiwaniu na pizzę miały za zadanie pokolorować i przyozdobić rysunkami tekturowe pudełka (wcześniej techniką origami złożone przez Iwi). Wszystkie zabrały się ochoczo do pracy. Niektóre to nawet na wyścigi. W nagrodę były żelki.
Potem była pizza. Kilka. O różnych smakach, więc każdy znalazł coś dla siebie. A jeszcze potem były rozdawane prezenty. Julek dość długo czekał i minę miał już nietęgą. Nawet skomentował swoją niepewność:
- Nie ma dla mnie.
Tym większa była jego radość, gdy wreszcie tutka z jego imieniem trafiła w jego ręce. Cieszył się z każdego upominku, który wyjmował z opakowania. Kolorowanki codziennie po zajęciach uzupełnia w towarzystwie osiemnastoletniego Igora. Bardzo trafiony prezent.
Z takim zżytym towarzystwem żaden turnus nie jest straszny. Zakątek 21 wspierał mnie na początku naszej drogi z zespołem Downa. Zakątek nadal jest obecny w naszym życiu. Zmaterializował się w postaci konkretnych osób, z którymi znajomość trwa mimo odległości, które na co dzień nas dzielą. Dzielą tylko fizycznie. Mentalnie jesteśmy sobie bliscy. I tą obecność na wspólnych turnusach celebrujemy. Wzmacniamy. Nawet wspólne gotowanie (ośrodek nie serwuje posiłków, o te trzeba zadbać we własnym zakresie) nie psuje relacji. Ba! Jeszcze bardziej łączy i cieszy. Fajny to czas dla nas. :)
Dobrze mieć taką grupę wsparcia. Od tylu lat się spotykacie i jest coraz lepiej!
OdpowiedzUsuń