poniedziałek, 6 maja 2019

Majówka

Był raz Orszak Trzech Króli, na który wybrałam się z chłopcami. Julek jeszcze w wózku i z pieluchą, Krzyś przedszkolak. Wtedy zrozumiałam, że takie imprezy to najlepiej oglądać w telewizorze. W terenie dziki tłum gapiów skutecznie blokuje dojście do miejscówek, z których można coś zobaczyć. Minęło kilka lat. Doświadczenie z lekka zatarło się. W piątek 3 maja pojechaliśmy obejrzeć defiladę na Wisłostradzie. Prawda jest taka, że wyprawę uratowała parada pojazdów latających, pies i gofry z bitą śmietaną (ale to dopiero na końcu wycieczki). Na miejscu bowiem okazało się, że na pomysł obejrzenia defilady wpadło tysiące warszawiaków, turystów i przyjezdnych takich jak my. Nijak było można  podejść do barierek i popatrzeć na przejeżdżające cuda wojskowej techniki.
Za to śmigłowce, odrzutowce i samoloty oglądaliśmy wygodnie z pozycji placyku na Bulwarach Wiślanych. Latały bezpośrednio nad naszymi głowami. W przerwach między jedną jednostką latającą a drugą zaczepiał nas pies. Wielkości Kilki. Ze swoim panem też przyszedł podziwiać żołnierzy. Na chwilę dołączył do nas.
Przed końcem defilady ruszyliśmy w górę Nowym Zjazdem, przez Mariensztat, schodami doszliśmy do Placu Zamkowego, żeby ruszyć Krakowskim Przedmieściem przed siebie. Z nami wędrował tłum z Wisłostrady. Byliśmy mniej więcej na czele tego pochodu, więc po gofry staliśmy jakieś dwadzieścia minut, a nie w kolejce na godzinę stania. Było gwarno, leniwie, ciekawie. I smacznie. Julek delektował się gofrem. Przysiadł przy jedynym, ubrudzonym stoliku (jedna pani, która w budce robiła gofry, nie miała szans na przecieranie stolika, sanepid załamałby ręce) i jadł. Jadł. Jadł. Niespiesznie jak Ent. Nie popędzaliśmy skrzata, żeby nie wyłamał się z wędrówki i szedł równo tak, jak jadł. Szedł. I szedł. Szedł. Faktycznie szedł. Raz czy dwa próbując wymusić barana. Minęliśmy Skwer Adama Mickiewicza, Pałac Prezydencki, przy Hotelu Bristol postanowiliśmy skręcić w Karową, skąd w dół, przez skwer znaleźliśmy się na Powiślu. Stąd już tylko rzut beretem do Centrum Nauki Kopernik i stacji metra. Dobrnęliśmy. Nawet bez jęków i krzyków. I walki o przycisk w wagonie kolejki. Szczęśliwie dojechaliśmy do domu.









Tu widać, jak nic nie widać.



2 komentarze:

  1. Planowałam defiladę na 15 sierpnia.... Chyba obejrzę w TV. 😁😁😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, myślę, że jeśli poszlibyśmy przynajmniej z dwugodzinnym wyprzedzeniem, znaleźli jakąś dobrą miejscówkę i pod żadnym pozorem się z niej beksa ie ruszali, defilada byłaby nasza. Tylko nikt jeszcze nie wynyślił takie cudu techniki, który utrzymałby w jednym miejscu prze 2-3 godziny ruchliwych chłopaków. Tak że TV. :)

      Usuń