czwartek, 1 sierpnia 2019

Rany

W latach ubiegłych naszym wyjazdom wakacyjnym towarzyszyła piłka. Ważne, żeby w pobliżu było boisko. W tym roku rządzi hulajnoga. Jeździ z nami na tylnym bagażniku. Nawet miejscówkę (trochę nieprzypadkiem) mamy niedaleko skateparku. Codziennie wieczorem zaliczamy tam dwie godziny. Znaczy Radek i ja mamy swoją ławeczkę. Julek obok dryfuje na hulajnodze, a Krzysiek trenuje na rampach, bankach i innych skate'owych ustrojstwach.
Do celu chłopaki też na swoich pojazdach śmigają. Czasem przy tym zaliczają upadki. W zasadzie dwa. I to Julek. Za pierwszym razem potknął się o kamień, upadł, zaszurał kolanem. Wstał, otrzepał się, pojechał dalej. Dopiero na miejscu zorientował się, że kolano zdarte i nawet krew płynie. Ujarzmiłam atak histerii szybko przemywając ranę wodą i zagadując, że Julek dzielny i zwrotny i nawet nie było płaczu. Choć przez dwa następne dni nie raz słyszeliśmy: "moje kolano, auć, boli".
Drugi raz już nie był tak spektakularny. Upadek był lżejszy i zamortyzowany dżinsami. Siłę uderzenia przejęły spodnie. Na dowód tego powstała dziura. Dopiero przy kąpieli Julek dostrzegł mały ślad po upadku.
I teraz przechodzę do pointy.
Julek patrzy na swoje kolana, porównuje strupy, na ten większy spogląda i rzecze:
- To jest tata.
- A tu bobas - pokazuje z rozczuleniem na drugie kolano.
Skutki upadków oczami Julka. ;)
Wakacyjnie pozdrawiamy prosto z serca Kaszub!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz