wtorek, 12 lipca 2022

Rowerami

Po dniu intensywnego wędrowania dzień relaksu. Pogoda nadal w kratkę. Wypożyczyliśmy więc rowery. Trochę obawiałam się, czy Julek zechce jechać nie na swoim dwukołowcu. Niepotrzebnie. W wypożyczalni od razu namierzył rower zbliżony gabarytami do swojego. Wsiadł i bez wahania ruszył. On rzeczywiście lubi jeździć na rowerze.

Pojechaliśmy kawałek drogą wzdłuż Dunajca po stronie słowackiej. Tą samą, którą doszliśmy na nogach w piątek aż do Krościenka. Na rowerze inna jakość przemieszczania. Szybko, sprawnie, po kałużach. Na pewnym odcinku zawróciliśmy. Szła czarna chmura. Od kilku dni, w zasadzie od samego początku nic zaskakującego. Przyzwyczailiśmy się.

I teraz też przycupnęlismy pod daszkiem stolika z ławeczką. Julek posilił się kanapkami. Gdy deszcz zelżał, ruszyliśmy dalej. Gdy docieraliśmy do Sromowców, już nie padało. 

Potem drobne zakupy w przydrożnym sklepie. Wracamy. I wtedy straciłam czujność. Julek rozzuchwalony jazdą, pędząc za Krzysiem wszedł za szybko w zakręt. Nie zdążyłam krzyknąć: hamuj. Potknął się o krawężnik i z impetem wylądował w pokaźnej kałuży. Od pasa w dół mokrusieńki. Przy kostce na nodze zobaczyłam zadrapanie. Wiedziałam, że gdy Julek zauważy, zacznie się histeria. Krew wywołuje w nim niekontrolowane reakcje. Tuż obok był punkt z lodami i namiot ze sportowymi ubraniami pewnej polskiej marki. Posadziliśmy go przy stoliku, ja pobieglam po spodnie, skarpetki i majtki. Tych ostatnich nie mieli. Kupiłam więc kąpielówki. Byle Julek miał sucho. Lody powstrzymały łzy na widok skaleczenia, nowe ubranie uratowało od zmarznięcia. Szybka akcja. Brak większych strat. W plecaku zawsze mam octanisept i plastry.

Julek najedzony, przebrany dał się namówić na dalszą wycieczkę. Trzeba było odczarować złe wrażenia. Objechaliśmy Sromowce. Oddaliśmy rowery. Przygodę zaliczyliśmy.



 

2 komentarze: