poniedziałek, 18 lipca 2022

Trzy Korony

Mieszkać przez dziesięć dni u ich podnóża. Widzieć kilka razy dziennie ich szczyty. Oglądać je w słońcu, deszczu, zasnute chmurami, przypudrowane mgłą, przy zachodzącym słońcu, chowające się w mroku nocy. I nie wejść? Naprawdę nie wejść? Byłam gotowa zrobić to sama. Bo Julek był bardzo przeciwny.

Została nas garstka. Tych, którzy nie weszli. Igor z rodziną, Ola z rodzicami i Julek z nami (Krzyś zaliczył szczyt już drugiego dnia). Mimo to Julek był na NIE. Chyba jedynym bodźcem, który na niego działał, było zapewnienie, że to ostatnie już wyjście w góry. Krótka wycieczka. Szczyt miał w zasięgu wzroku.

Ruszyliśmy. Wybraliśmy zielony szlak, przez Przełęcz Kosarzycką (821 m n.p.m.). Żółtym już szłam z Julkiem na Przełęcz Szopka i schodziłam z nim raz, a drugi, gdy wracaliśmy z Sokolicy. Powiem szczerze - miałam już dość tych schodów. A krótkim odcinkiem wąwozu zdążyłam już oczy nacieszyć.

Zielony szlak okazał się bardzo przyjazny. Piął się wprawdzie w górę nieustannie, ale były odcinki łagodne, bardzo łagodne, prawie płaskie. Idealne momenty, żeby "nogi odpoczęły". No i był prawie pusty. Zdecydowana większość turystów idzie na Trzy Koriny żółtym szlakiem przez Szopkę. Pogoda sprzyjająca, malownicza trasa w lesie, a jednak Julek był na nie.

Nie kocham mamy, nie kucham Kilki, nie kocham Igora, nie kocham taty, nie kocham Ksysia. Anty-litania miłości. Remedium na rosnącą złość. W takim rytmie wypowiadanych przez siebie słów szedł Julek. Szedł wolno, ale szedł. A my obok. 

Zdj. Agnieszka Grzybowska

Według informacji Pienińskiego Parku Narodowego wejście na Kosarzyską powinno zająć godzinę. My szliśmy godzinę, piętnaście minut. Całkiem niezłe tempo biorąc pod uwagę spowalnianie Julka.

Z przełęczy jest 30 minut na Trzy Korony. Do pokonania ok. 100 m przewyższenia. Julek z Olą posilili się kanapkami, złapałi oddech i ruszyliśmy do przodu. Igor z rodzicami był daleko przed nami. To podejście książkowo zajęło nam 30 minut. Julek mniej jęczał. Po prostu szedł. 


Wyszliśmy o dobrej porze. W kolejce po bilety stało zaledwie kilka osób. Do wejścia na punkt widokowy staliśmy, może dziesięć minut. Julek był zachwycony widokami. Pozwolił sobie też na żart. Do pamiątkowej fotki zastosował minę ze swojego zestawu "min wyjątkowo durnych". Po prawdzie wolę ten sposób rozładowywania niełatwych emocji. 




Schodziliśmy tym samym, zielonym szlakiem. Wędrówka była spokojna, bez sprzeciwów, z uśmiechem. Julek już wiedział, że kończy się przygoda z górami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz