wtorek, 12 lipca 2022

Wąwóz Homole

Napisać Wąwóz Homole to nic nie napisać.

Napisać Wąwóz Homole - Palenica to określić trasę, którą wczoraj przeszliśmy. Dodać do tego słońce, wiatr, deszcz, znowu słońce, błoto, skały, wystające korzenie, podejście-zejście, podejście-zejście, otwarte przestrzenie z widokami zapierającymi dech, odpoczynek pod drzewem, i znowu podejście, wreszcie kolejka na Palenicy to opisać okoliczności.

Dodać do tego całą gamę emocji od niechęci przez złość do spokoju i wewnętrznej równowagi to utkać już prawie opowieść.

Jej bohaterem był Julek. Kiedyś fan świnki Pepy, który chciał jak ona taplać się w błotku, wczoraj pół drogi rozdrażniony ubłoconymi butami i spodniami. Najtrudniej było mu się zmierzyć z długim podejściem, który widział w całości. Konkret może pomagać, może zniechęcać. Podejścia w lesie, wijące się w górę zdecydowanie łatwiej pokonywał. W ogóle od pewnego momentu po prostu szedł. Szedł, szedł, szedł. I to było najfajniejsze. Wiatr z deszczem nieco zachwiał ten wypracowany rytm. Schował ręce w kieszeniach i wędrował. Na pewnym odcinku, błotnym i śliskim, musiałam wyjąć mu jedną rękę, chwycić ją. Wyraził sprzeciw. Głośny, mocny, nie mogłam wypuścić tej ręki. Julek nie znał zagrożenia. To był jeden krytyczny moment. Zupełnie zrozumiały w tych okolicznościach. Szczęśliwie wiatr przegnał chmury. Znów wyjrzało słońce. Schnęliśmy wędrując. Nagrodą był zjazd kolejką do Szczawnicy.

Przeszliśmy kilkanaście kilometrów. Julek zdał egzamin na turystę. Był wspaniały!












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz