czwartek, 14 lipca 2022

Sokolica

Wczoraj.

Wczoraj wszystko zaczęło się dobrze. Wreszcie piękna, stabilna pogoda. Spływ Dunajcem. Pontonami. W miłym towarzystwie. Julek wprawdzie w połowie pytał: czy już? ale siedział wygodnie, nie musiał wiosłować, od czasu do czasu czerpał radość z bujania się pontonu na falach. Jednak naszym celem nie była Szczawnica. Naszym celem tego dnia była Sokolica. Do domu mieliśmy wracać górami.

Julek szybko zorientował się, że nie wracamy busem. A gdy ruszyliśmy deptakiem w kierunku przewozu turystów na drugi brzeg Dunajca, skąd zaczyna się niebieski szlak na Sokolicę, głośno zaprotestował. A jego protest song trwał nieprzerwanie. To był trudny dzień dla mnie i Radka. Motywowanie Julka, ciągnięcie go ze sobą, dostosowywanie tempa marszu do niemiłosiernie wolnego tempa Julka było wyczerpujące. A jednak szedł. Szliśmy. Krok za krokiem. W ogonach. Na samym, szarym końcu. Doszliśmy tak do Sokolicy. Przeszliśmy Sokolą Perć, to wspinając się, to schodząc i po kolei zaliczając Czertezik, Czertez, Ociemny Wierch, Białe Skały. Aż wreszcie niebieski szlak połączył się z żółtym, którym doszliśmy do Przełęczy Szopki. Stąd już tylko w dół do Sromowców. 

Piękny szlak. Widoki zachwycające. Wędrówka wymagająca kondycji i siły. 

Nie było też tak, że Julek w całości oprotestował wycieczkę. Były momenty, gdy pozwalał sobie opowiadać to, co będzie robił, gdy skończy się nasz pobyt. Śmiał się z tatą. Śpiewał ze mną "Czarne Jagódki" - zawsze tylko na odcinkach, które nie pięły się górę. A na tym właśnie szlaku jak w życiu - raz pod górkę, raz z górki.

Przeszliśmy ponad 8 km. Zajęło nam to 5 godzin. Krzysiek tę trasę pokonał w trzy godziny. 
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz