W sobotę oglądałam z Krzysiem odcinek Kung Fu Panda (czy jakoś tak). Panda wypuścił uwięzionego w glinianym naczyniu demona, który z każdym uderzeniem rósł i nabierał nieprawdopodobnej siły. Był nie do pokonania. Panda szybko zorientował się, że tylko udany unik przed uderzeniem demona, powoduje, że ten zaczyna się kurczyć.
Gdyby tak Julek od każdej łyżki pomidorowej, którą wcinał ze mną po południu po raz drugi, nabierał siły. A każdy jego unik przed zakropleniem mu oczu i uszu powodował zmniejszanie się infekcji.
Westchnięcie.
Nie ma na skróty. I jakieś podgórki muszą być.
Do leczenia włączyliśmy dziś antybiotyk.
Czekamy na machnięcie z półobrotu, które wytorpeduje choróbsko, gdzie raki zimują.
Chuck Norris w zawiesinie. Do boju, chłopaku!
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz